Son Rise
Po diagnozie byliśmy w szoku, bo jednak uważaliśmy, że nasze dziecko jest neurotypowe, bo mieliśmy fałszywy obraz autystycznego dziecka, które się kołysze, jest agresywne, ma kamienną twarz. Proponowano mi wpisanie we wniosku, że Emilka jest agresywna, bo… będzie to lepiej wyglądać, „Ale moje dziecko nie jest agresywne!” „Specjalista” radził mi, co mam napisać o dziecku, a dziecko widział rok temu! Nieważne co mówi rodzic, najważniejsze, by nie zaburzać zdania „specjalisty” na temat autyzmu. Nasze dziecko uśmiechało się, przytulało, obserwowało świat. Dopiero po konsultacjach, obserwacjach prawdziwych specjalistów zobaczyłam, że to jest autyzm, nadzieją miał być uśmiech Emilii, bo uśmiech rokuje rozwój… Przyjęłam diagnozę, bo z faktami nie dyskutuję, ale teorię, że z autyzmu nie ma wyjścia, odrzuciłam z marszu.
Szukałam pomocy i informacji stosując zasadę „Znasz 6 osób, możesz dotrzeć do każdej osoby na świecie”. W końcu zadzwoniła koleżanka, że jej koleżanka ma synka ze spektrum, że przeczytała książkę o rodzicach, którzy sami wyprowadzili swego syna z autyzmu i ojciec napisał o tym książkę. Dostałam telefon do tej mamy, zadzwoniłam i dowiedziałam się, że Raul Kaufman, wyprowadzony z autyzmu, napisał książkę „Autyzm, przełom w podejściu”. Matka zapewniła, że strategia Son Rise działa i jest intuicyjna. Tyle mi wystarczyło! Przeczytałam tę książkę, znalazłam właściwych ludzi.
Nie stać mnie na kurs Start – Up, nie znam angielskiego; ale nie mam wątpliwości, że korzystając z książek i Internetu każdy Rodzic może się ogarnąć i przejąć utraconą kontrolę nad rodziną. Wszystko co najtrudniejsze dzieje się w domu. Denerwuje mnie, gdy rodzicowi mówi się, że on nie jest od terapii, a jaki terapeuta przyjedzie w środku nocy, by wyciszyć dziecko? Musi to zrobić rodzic. Rodzina się rozsypuje, dziecko pogrąża. System proponuje specjalne ośrodki, przedszkola itd., „Przynajmniej do 14 będziesz miała spokój…”
Son Rise opracowali rodzice dla rodziców, program ciągle rozwija się, 5-dniowy kurs przygotowuje rodzica do pomagania swojemu dziecku, tylko swojemu dziecku a nie dzieciom w ogóle. Dotarłam do dwóch mam, które wyprowadziły swoje dziecko z autyzmu. Jedna powiedziała, że zrobiła kolejne kursy, pytam: „Dlaczego?”, „Bo to, co robiliśmy, nie było Son Rise”.
Możesz pobrać i poznać 4 Model rozwoju, możesz znaleźć filmiki pokazujące terapię. Możesz wykupić kurs ( jeśli nie znasz angielskiego, odsyłam do Gosi Wróblewskiej, na FB ma stronę „Autyzm co i jak”, raz w tygodniu udziela bezpłatnych konsultacji).
O co w tym programie chodzi?
O Twoje przekonania, postawę, emocje, kompetencje; a potem o Twoje dziecko. Tylko Ty kochasz tak mocno, że zaprzesz się i będziesz pracować do skutku. Terapeuta wyrobi godziny i idzie do swojego domu. A w tej terapii chodzi o to, by wchodzić w relację, gdy dziecko będzie w kontakcie. To dziecko decyduje, daje mu się kontrolę, by nie bało się naszego świata.
Jest to podejście holistyczne czyli trzeba sprawdzić zdrowie dziecka (choroby współistniejące, zaburzenia sensoryczne, pasożyty, nietolerancje pokarmowe). Zdrowe dziecko szybciej się rozwija. Neurony lustrzane mają w tej terapii dużo do zrobienia, przeprowadzone wielokrotnie badania mówią, że mózg jest plastyczny, neurony przejmują funkcje innych neuronów. Lektura „Autyzm, przełom w podejściu” jest fascynująca i rozjaśnia wiele.
Nie każde dziecko udało się tą metodą wyprowadzić z autyzmu, ale na FB grupach zamkniętych wszyscy rodzice są chwalą sobie tę drogę pomagania. Przede wszystkim do domu wraca spokój, dziecko lepiej się rozwija, w końcu nawiązuje z nim więź.
Jako matka polecam „sonrisowe” podejście do każdego dziecka: mam lepsze relację z moją starszą, neurotypową córką i mężem; mam w sobie więcej spokoju, szybciej wyciszam w sobie złość i frustrację, do naszego domu wróciło szczęście. Rytm życia naszej rodziny pomaga Emilii rozwijać się. W końcu usłyszałam: „Kocham Cię, mamo.”